Jak to było na Mazurach...

  • Drukuj zawartość bieżącej strony
  • Zapisz tekst bieżącej strony do PDF
27 maja 2019

   Chciałbym opisać naszą wspólną wycieczkę na Mazury.

 

            20 maja mimo wczesnej pory każdy miał dobry humor. Podróż trwała bardzo długo, oj długo... Grunwald był bardzo ciekawy, jednak nam - młodym osobom – szybko się znudził.

            Dojazd do Nowej Kaletki był bardzo trudny. Ośrodek położony w środku lasu nie ułatwiał tej czynności. Pokoje nie były najwyższych lotów, jednak nie miał być to hotel pięciogwiazdkowy. Na nasze nieszczęście zasięgu nie było prawie wcale. Bardzo dużo osób na to narzekało… ale miało to swoje dobre strony – rozmawialiśmy.

            Obiadokolacja była zjadliwa, czego nie można powiedzieć o starych żelkach leżących na parapecie. Czas wolny, który trwał do ciszy (czysto teoretycznie) nocnej, według mnie był dobrze wykorzystany. Razem z innymi osobami rozmawialiśmy, trochę sobie pożartowaliśmy i ogólnie dobrze się bawiliśmy. Z kolegami z pokoju spać poszliśmy około godziny czwartej. Wstając o  siódmej, tak czy siak, czułem się wyspany. Śniadanie było bardzo dobre. Zostało podane na wzór „szwedzkiego” stołu.

            Wilczy Szaniec był dość ciekawy. Niektórzy uświadomili sobie, jak to kiedyś wyglądało. Czekając na rejs statkiem w Rucianej Nidzie, na stacji zjedliśmy sobie pyszne hot-dogi. Godzinny rejs statkiem był bardzo ciekawy. Można było przemyśleć sobie niektóre sprawy i się wyciszyć. JA tak zrobiłem.

            Kolejna obiadokolacja była o wiele gorsza. Niestety ognisko się nie odbyło. Przez kilka godzin padał deszcz. Czas wolny bardzo się wydłużył. Razem z chłopakami siedzieliśmy do godziny siódmej. Mina Pani Nadolnej wchodzącej do naszego pokoju była bezcenna.

            Olszyn okazał się pięknym miastem. Powrót do domku odbył się bez większych problemów. Moim zdaniem wycieczka była bardzo udana.

 

                                                                                   Pozdrawiam Szymon Żuchowski.