Rozstrzygnięcie konkursu „I nastał taki czas...”

  • Drukuj zawartość bieżącej strony
  • Zapisz tekst bieżącej strony do PDF
30 kwietnia 2021

    W Gminnym Konkursie Literackim „I nastał taki czas...” udział wzięli uczniowie ze szkół podstawowych w Borównie, Wudzynie i Dobrczu. Najmłodsi uczestnicy to uczniowie klasy czwartej, najstarsi i najliczniejszy to jednak ósmoklasiści. Celem konkursu było napisanie tekstu w dowolnej formie, którego tematem byłaby pandemia. W skład jury, które z przyjemnością przeczytało nadesłane prace, weszła Małgorzata Borkowska, Renata Śliwa i Iwona Nadolna – nauczycielki języka polskiego ze szkoły w Dobrczu.

 

   Zamiast długiej przemowy powiem, że cieszy mnie fakt, iż kilkoro młodych ludzi podjęło wysiłek umysłowy, emocjonalny i twórczy, by zmierzyć się z wcale niełatwym tematem pandemii. Koronawirus, covid-19, nauczanie zdalne to hasła, które niejednej dorosłej osobie jeżą włos na głowie. A wy, młodzi i utalentowani ludzie, zechcieliście podzielić się z nami swoimi przemyśleniami, często trudnymi i osobistymi przeżyciami, ale także radościami, które pojawiły się w waszym życiu w ciągu ostatniego roku.

   Myślę, że wyrażę opinię całego jury, jeśli powiem, że zachwycił nas wasz optymizm i wiara, że nawet złe doświadczenia przynoszą coś dobrego, np. przyjaźń, docenienie nauki, chęć pomagania innym, sport i zainteresowania, które często odkryliście właśnie w ciągu minionego roku.

   Jury postanowiło przyznać tytuł laureata konkursu dwóm osobom: Arkadii Spodymek z klasy VIII Szkoły Podstawowej im. VIII Bydgoskiego Pułku Piechoty w Borównie oraz Alicji Jendruszewskiej, uczennicy klasy IV Szkoły Podstawowej im. Kazimierza Górskiego w Dobrczu. Obie prace zostają nagrodzone pamiątkowymi dyplomami oraz bonami podarunkowymi do znanej i lubianej księgarni, gdzie dziewczyny z pewnością wybiorą dla siebie odpowiednią książkę.

   Na szczególne wyróżnienie zasługują także prace: Aleksandry Brzozowskiej z Borówna, Kornelii Wirkus ze szkoły w Wudzynie oraz Mikołaja Kapsy, Zuzanny Tadych, Agaty Małeckiej oraz Dominiki Skunnej z Dobrcza. Nagrodą dla autorów tych prac jest także wizyta w księgarni i zakup ulubionej książki.

   Dyplomy oraz nagrody uczestnicy konkursu będą mogli odebrać w szkole w Dobrczu po 15. maja. Datę i godzinę przekażą uczestnikom nauczyciele-opiekunowie. Informacja ta zostanie przesłana bezpośrednio do zainteresowanych szkół.

   Wszystkim nagrodzonym serdecznie gratulujemy, zachęcamy do ciekawej twórczości i życzymy dalszych sukcesów.

 

Organizatorka

 

 

 

I nastał taki czas...”

 

 

    Każde drzewo było kiedyś nasionem... Ale nasiono potrzebuje czasu i opieki aby wyrosnąć na silne, pożyteczne drzewo. Tak samo jest z ludźmi. Każde dziecko, będzie kiedyś osobą dorosłą... Większość z nich ma opiekę i czas zapewniony przez rodzinę. Każdy ma jakieś marzenia oraz ambicje. Niestety, ambicje dzieci zostają często bezpowrotnie zniweczone przez rodziców... Ale rodzicom Maksymiliana się to nie udało. On, mimo tego, że każdy z jego rodziny był prawnikiem i tego samego oczekiwano od niego, nie uległ im. Cały czas powtarzali mu, że nic nie osiągnie, jeśli będzie medykiem. Krytykowali go nawet, kiedy stanął przed wyborem szkoły średniej i wybrał profil biologiczno-chemiczny. Ale w końcu, kiedy wyjechał do innego miasta na studia, porzucili ten temat bezpowrotnie.

 

    Oprócz tego, że oczekiwali od syna wykonywania zawodu, który im wydawał się najodpowiedniejszy, byli idealnymi rodzicami. Maks zawsze mógł liczyć na ich wsparcie, troskę i opiekę, a w zamian za to, starał się być dla nich jak najlepszy. Tylko jednego nigdy się nie wyparł. Swoich marzeń. Uczęszczał na studia dzienne aż do czasu, kiedy ogłoszono, że przechodzą na nauczanie zdalne z powodu pandemii koronawirusa.

 

    Maksymilian nie przejął się tym. W ogóle uważał, że ten wirus to jedna wielka ściema. Nie nosił maseczki, nie dezynfekował rąk i często spotykał się ze znajomymi nie przestrzegając reżimu sanitarnego. Ale to wszystko zmieniło się pewnego dnia...

 

    Chłopak jak zawsze zwlókł się z łóżka, przeciągnął się leniwie, ubrał się i zabrał się do przygotowywania śniadania. Wziął miskę, mając zamiar zrobić coś bardzo prostego - zwyczajne płatki z mlekiem. Nie zdążył jednak nawet odłożyć jej na blat, kiedy zadzwonił do niego telefon. Dziewiętnastolatek wyciągnął go z kieszeni, wciąż trzymając miskę w drugiej ręce. Odebrał. To był telefon ze szpitala. Jego rodzice zmarli na Covid-19, zanim udało się przewieźć ich do szpitala. Był zszokowany. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że jego prawa dłoń wyprostowała się, upuszczając przy tym naczynie, które zbiło się z hukiem, rozpryskując wszędzie odłamki szkła. Maks, tak samo zresztą jak jego mama i tata, był stuprocentowo przekonany, że chorują jedynie na grypę. Ale jak się okazało, najwyraźniej cała trójka się myliła. To był dla niego wielki wstrząs. Od tamtego czasu, zaczął traktować pandemię naprawdę poważnie.

 

 

 

     Minęło wiele miesięcy od tamtego zdarzenia, a on przychodził na grób rodziców co drugi dzień. Zawsze opowiadał im o wszystkim, co działo się w jego życiu. Od czasu ich śmierci poprzysiągł sobie, że wynajdzie dobrą szczepionkę na koronawirusa i sprawi, że cała pandemia się skończy.

 

-Zobaczycie, dam radę - mówił pewnego dnia, gdy przedstawiał im swój plan. - Nie mogę tu dłużej zostać. Muszę iść zamontować nowy sprzęt do mojego laboratorium, no wiecie, mówiłem wam ostatnio, zmieniam mój dom w pracownię laboratoryjną. Mam nadzieję, że zobaczymy się pojutrze.

 

Przeżegnał się, po czym odszedł.

 

 

 

    Minęło kilka lat. Wirus rozwinął się na dobre. Powstało wiele mutacji koronawirusa, a ludzie, którzy się zaszczepili, zaczęli umierać z nieznanych powodów. Wirus atakował tak wiele osób, że w szpitalach brakowało miejsc i niektórzy umierali nawet na ulicach. W Polsce brakowało jedzenia. Pandemia strasznie wpłynęła na gospodarkę. Ludzie głodowali, a ci, którzy mieli zwierzęta domowe typu kot czy pies, po prostu je zjadali. Każdy musiał chodzić na polowanie, aby przetrwać. Półki w sklepach były puste. Nawiasem mówiąc - sytuacja była makabryczna. Każdy zamykał się w swoim domu, nikt z nikim się nie spotykał, chyba, że całkowicie wyposażeni w kostiumy ludzie wyruszali akurat w tym samym czasie na polowanie. Każdy był konkurencją, gdyż zabierał tak ważną w tych czasach żywność.

 

   Maksymilian był w tym czasie całkowicie odizolowany od społeczeństwa. Nie rozmawiał z nikim, nawet przez telefon. Ale robił to w szczytnym celu - chciał to wszystko w końcu ustatkować. Zaczął nawet wariować. Rozmawiał sam ze sobą. Jadł tylko minimum, czyli tyle, aby nie umrzeć z głodu. Całymi dniami przesiadywał w swoim laboratorium, testując nowe szczepionki na szczurach, które się tam krzątały i zapisując notatki w stylu :

 

 

 

  "Szczur OP-492 dostał drgawek po preparacie 53Kryt-90. Zmarł po pięciu minutach."

 

 

 

  "Z szczurem KJ-4408 po leku UjK-392 nie stało się nic ciekawego, mam zamiar obserwować go przez kolejny dzień. Jest nowy ranek. Szczur KJ-4408 nie żyje, wyciekła z niego dziwna, niebieska maź, która na pewno nie jest żadnym z jego narządów."

 

 

 

"Sukces! Szczur KPP-0311 został wyleczony z mutacji nr 21 preparatem SteMnJ-32. Obserwacje będą kontynuowane.".

 

 

 

      Zadowolony z siebie po wynalezieniu preparatu SteMnJ-32, postanowił wyjść na polowanie. Wziął ze sobą broń i skierował się w stronę lasu. Jednak nie tego się spodziewał. Przed ścieżką prowadzącą w głąb lasu leżał człowiek. Ledwo mówiąc i krztusząc się, błagał o pomoc. Po objawach, Maks stwierdził, że był on zakażony mutacją nr 21. Podszedł do niego, pomógł mu wstać i zabrał go do swojej pracowni.

 

-Jeżeli chcesz... - zaczął, kiedy byli już w środku. -Cóż... Wynalazłem szczepionkę na tę mutację, ale nie była jeszcze testowana na ludziach...

 

-Nie mam nic do stracenia i tak jestem na łożu śmierci - z trudem wypowiedział chory.

 

Tak więc dwudziestotrzylatek idąc za jego prośbą, wstrzyknął mu niedawno wynalezioną przez siebie substancję. Okazało się, że preparat nie był trujący. Człowiek został uleczony.

 

   Mutacja nr 21 powoduje częściowe zaniki pamięci. Chory zapomniał gdzie mieszkał, a Maksymilian pozwolił mu ze sobą zostać. Od tamtej pory, tworzyli zgrany duet. On pracował nad ulepszeniem szczepionki, aby uleczała również inne mutacje, a Marcel, bo tak nazywał się uzdrowiony, chodził na polowania.

 

 

 

   I nastał taki czas... Młodemu medykowi udało się wynaleźć szczepionkę na wszystkie mutacje wirusa Covid-19. Był bardzo usatysfakcjonowany i od razu chciał podzielić się tym ze światem. Jednakże ostatnimi dniami był tak zajęty, że nie zauważył nawet tego, że czasem pluje krwią. Jego towarzysz był przestraszony szczególnie w momencie, kiedy Maks zwymiotował krwią.

 

-To koniec - powiedział smutno młodzieniec. - Dopadła mnie mutacja nr 15. Ta, która prawie nie ma objawów, ale zżera płuca od środka.

 

-To niemożliwe... - zaczął szlochać. - Przeżyjesz, zobaczysz! Mamy szczepionkę stary, nie możesz nagle odejść z tego świata!...

 

-Czuję, że to mój koniec, ale nie martw się. Nie chcę widzieć, że się martwisz... No, głowa do góry! Po śmierci czeka mnie lepsze życie.

 

-Bredzisz! Nie umrzesz, nie ma mowy! Poczekaj, pójdę po szczepionkę, ona na pewno doda ci sił...

 

Jak powiedział, tak zrobił. Maks nawet nie protestował, posłusznie podwinął rękaw i dał sobie wstrzyknąć substancję, chociaż po chwili dodał :

 

-To i tak mi nie pomoże, ale dzięki za troskę.

 

-Bredzisz! - powtórzył tylko, chociaż sam niezbyt w to wierzył.

 

-To chyba moja ostatnia noc.

 

Jego wspólnik nic już nie odpowiedział.

 

 

 

   Następnego dnia, kiedy Marcel się obudził, zobaczył martwe ciało medyka spoczywające na kanapie. Od razu pobiegł po szczepionkę i wstrzyknął mu kolejną dawkę, ale po jakimś czasie zorientował się, że on już nie żyje... Był załamany i rozpłakał się na dobre. Na początku chciał popełnić samobójstwo, w końcu jedyne co miał, to Maks... A teraz nie ma już nic... Już miał zamiar to zrobić, ale coś go powstrzymało. Obiecał mu. Jedyną motywacją było dla niego to, że musi powiadomić służby o szczepionce.

 

   Zrobił to. Wszyscy byli wdzięczni wynalazcy tego skarbu. Życie wróciło do normy, a on został okrzyknięty "człowiekiem legendą". Miejmy nadzieję, że bohater tych czasów ma teraz okazję udowodnić swoim rodzicom, że mimo ich słów, udało mu się.

 

    Pewnie zastanawiacie się, skąd wiem o tym wszystkim, prawda? Cóż... Jego wspólnik... To ja. Nazywam się Marcel i tylko ja wiem, jak brzmi pełne imię i nazwisko Maksa, oraz znam całą historię człowieka, który uratował ludzkość.

 

Arkadia Spodymek

 

 

Praca Alicji Jendruszewskiej 

 

10 marca 2020 r.

 

 

 

Ja nie mogę, co tu się dzieje, wszyscy trąbią o jakimś wirusie. No, ale po co ? Wirus to wirus, minie. A w szkole jak zwykle - nudyyyyy, lekcja, przerwa, lekcja, przerwa… i tak ciągle. Poszłam na świetlicę, bo mi się nie chciało wracać na piechotę do domu. No, ale zapomniałam, że tam nie ma nikogo z mojej klasy, smuteczek. Po południu w końcu wolność !!! Prace domowe - eeetam później, najpierw zabawa ! No i przyszła BFF, radość.

 

 

 

 

 

 

 

23 marca 2020 r.

 

 

 

O kurczaki ! Zaczyna mnie już wkurzać ta cała akcja o ,,WIRUSIE’’. Ale co, jeśli to wszystko prawda? Co jeśli naprawdę się czymś zarazimy? Dobra Ala, nie panikuj, ciesz się dniem. Hmmm… na lekcji Pani powiedziała: „zacznijcie opróżniać szafki ponieważ… „ no i to tyle. JA NIE MOGĘ !!! ZERO WYTŁUMACZENIA, JAK TAK W OGÓLE MOŻNA!!!!! Ech, nie mogę przestać o tym myśleć , ale rodzice coś chyba o tym wiedzą. Pytanie O CO CHODZI?!?!?!?! Hmmmmmmmmmmmmm może ich zamknę i nie wypuszczę dopóki nie powiedzą? Aaaaa !!! Co ja robię?! Z drugiej strony to nie głupie. Dobra dam im spokój, muszę sobie wmówić, że nie jestem ciekawa.

 

 

 

 

 

 

 

24 marca 2020 r.

 

 

 

No i się wydało… mamy kwarantannę i idziemy na zdalne. Hurrraaa !!! Zdalne, krócej lekcje, siedzenie w piżamie i jedzonko jakie mi się podoba, hurrrrraaa !!! Panie kazały wziąć ze szkoły wszystko co było nasze. No, ale przecież idziemy tylko na dwa tygodnie, bez przesady. Już nie mogę się doczekać pierwszego dnia zdalnych. Zauważyłam, że Paniom się to nie spodobało, hmmm… dlaczego? Przecież to same plusy, dziwne dziwy.

 

 

 

 

 

 

 

25 marca 2020 r.

 

 

 

   Oj, dzisiaj nie było tak kolorowo. Kiedy zaczynałam się logować, bum - nie pamiętam hasła, internet wysiada, nie słyszę Pani i źle wysyłam zadania. Myślałam, że to będzie super dzień, ale coś mi nie poszło. Wyobrażałam to sobie trochę inaczej. Na pewno jutro będzie lepiej, tak tego się trzymam. Teraz to ja nie chce iść spać, może jutro uda mi się zaspać (smuteczek).

 

 

 

 

 

 

 

8 kwietnia 2020 r.

 

 

 

  Jeeeest! Ostatni dzień zdalnych. No cóż, chyba myliłam się… nauka w domu to wcale nie taka fajna sprawa. Cieszę się, że już idziemy do szkoły, brakowało mi koleżanek, kolegów i WF. A, no i na zdalnym trzeba być jeszcze meeega ogarniętym. Pilnować przerw, bo przecież dzwonka brak i takie tam…. Zdalnym mówię zdecydowane nieeeeee.

 

 

 

 

 

 

 

9 kwietnia 2020 r.

 

 

 

   Nie wierzę ! Wszystko popsute…. Ogłosili, że przedłużają zdalne, załamka (). Nie mam pojęcia, co ja mam zrobić ?! Dostaję szału, chcę już iść spać, ale koszmar ,,ZDALNYCH’’ SIEDZI W MOJEJ GŁOWIE. No, ale co poradzić? Muszę jakoś z tym żyć, w końcu nie ja jedna (). Tak już bym chciała, żeby to wszystko się skończyło, żeby okazało się tylko snem. Co za koszmar.

 

 

 

 

 

 

 

13 kwietnia 2020 r.

 

 

 

  Codzienna nuuuda. Siedzenie przed kompem… Dobrze, że pogoda coraz lepsza to na przerwy można wybiegać na ogród  Po e-lekcjach poszłam z tatą do sklepu… w maseczce () WOW, ale atrakcja… Po południa są trochę ciekawsze, gry, wspólne oglądanie filmów i takie tam. Dzisiaj całkiem nieźle rozbawiłam rodzinkę. Mama spytała, kto chce herbatę, no i odezwałam się: JA ALA POPROSZĘ….. Coś ta zdalna za bardzo mi weszła do głowy.

 

 

 

 

 

 

 

30 kwietnia 2020 r.

 

 

 

   Ale czaaad, nadal nie mogę w to uwierzyć. Ekstraaaaa!!!! Dostaliśmy szczeniaczka. Myślałam, że zemdleje, taki był słodziuchny :)))))))). Czarna kuleczka, słodziak na maksa. Cały czas go tulę i nic więcej, tak strasznie się cieszę. Na lekcjach musiałam go pokazać, a wszystkim wysłałam jego zdjęcie. Chciałam, żeby ze mną spał, ale mama nie pozwoliła, trudno. Jutro jest tylko ze mną i bratem. Mam nadzieję, że sobie poradzimy. To trochę rozweseli nasze dni, będziemy wyprowadzać go na dwór, karmić i robić to, co się powinno robić ze szczeniaczkiem. Długo szukaliśmy dla niego imienia, raz był Badyl, raz Czaruś, ale w końcu został Maksiu.

 

 

 

 

 

 

 

19 czerwca 2020 r.

 

 

 

  „To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść…..” . W końcu WAKACJE, miałam dość tych ,,ZDALNYCH’’. No, ale w sumie dzięki nim mamy Maksia. Może to dobrze, że były? Po świadectwo pojechałam rowerem, było baaaardzo gorąco – fajny początek lata. Było super! Zobaczyłam się z wszystkimi kolegami i koleżankami. Od razu jak przyjechałam, to wskoczyłam na bombę do basenu i było tak przyjemnie, że nie chciałam stamtąd wyjść.

 

 

 

 

 

 

 

20 sierpnia 2020 r.

 

 

 

  Przez ten cowid19 trochę inaczej upłynęły nam wakacje… ale i tak było super! Byłam na bardzo długiej wycieczce, spotykałam się z koleżankami, kąpałam się w basenie . Trzeba powoli się ogarniać, szybciej chodzić spać, itp. … ach, wszystko, co dobre, szybko się kończy…szkoda.

 

 

 

 

 

 

 

1 września 2020 r.

 

 

 

    Rozpoczęcie roku szkolnego, mały stresik, bo to w końcu 4. klasa, ale było świetnie. Pani nam wszystko wytłumaczyła, pokazała nową klasę. Postanowiłam wszystko sobie zapisać i opowiedzieć mamie, bo może o czymś zapomnę, a ona na pewno mi przypomni. Jestem ciekawa, jak to będzie w tej czwartej klasie, nowi nauczyciele, przedmioty… chyba nie zasnę.

 

 

 

 

 

 

 

2 września 2020 r.

 

 

 

    Pierwszy dzień nauki, nie mogłam się doczekać… Od wczoraj miałam wszystko spakowane łącznie z chlebakiem, w którym nie było jedzenia hahaha. No było fajnie, ale pierwsze lekcje nie są zbyt ciekawe. Panie opowiadają jakie są oceny, ich wagi, plusy minusy i takie tam, trochę nudno. Mój kochany Maksiu tak się stęsknił, że nie dał mi wejść do domu. Skakał, piszczał, śmieszny jest .

 

 

 

 

 

 

 

1 października 2020 r.

 

 

 

   No, Ala, nie jest dobrze, miesiąc szkoły a tobie szkoła się znudziła ? Hmmm, Ala myśl pozytywnie, jeszcze parę miesięcy i ferie, a potem wakacje, dam radę. Nastawienie, najważniejsze jest nastawienie i równowaga…. No i jest równo Uwielbiam opanowanie.

 

 

 

 

 

 

 

15 października 2020 r.

 

 

 

    Szok i niedowierzanie… najgorzej na świecie, przechodzimy znowu na zdalne. nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee. Totalna porażka, smutek i jeszcze raz smutek, załamałam się. Nie chce mi się gadać. Przecież dopiero co dostałam kluczyk od szafki i trafiłam do samorządu, mieliśmy fajne plany na ten rok: dyskoteki, konkursy, wyjazdy, nie no to jest nie fair… NAJGORSZA JEST BEZRADNOŚĆ, SIEDZISZ TYLKO I CZEKASZ, JAKIE PODEJMĄ DECYZJE. Na dwa tygodnie zdalna, jasne, już w to wierzę…

 

 

 

 

 

 

 

30 listopada 2020 r.

 

 

 

    Miałam rację, niestety… Najgorsze słowo 2020 roku - COVID. Kolejny dzień zdalnego, jeden, jedyny plus – na razie nie ma sprawdzianów. Pobudka - 7:00, śniadanie, ogarnięcie pokoju, 8:00 lekcje – siedzenie przed laptopem. I tak to jest, smuteczek totalny . Ech, a co, jak tak będzie do końca życia???:( Ciekawe co o nas będą mówić za 100 lat, pokolenie zdalnych, pokolenie covidowych, a może zamaskowane pokolenie… Wcale nie jest mi do śmiechu…

 

 

 

 

 

 

 

Alicja Jendruszewska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pliki do pobrania